Na moje urodziny, postanowiłam nie rozbić tu impezy. Osiemnastka to tutaj nic spejalnego. Postanowiłam zaplanować sobie dzień atrakcji. Kilka dni wczśniej przyjechała do mnie kolezanka Ola, ktora tez jest na wymianie w Meksyku tylko mieszka w innym miescie, które znajduje sie blisko Mexico City (czyli mieszka bardzo daleko).
Dzień rozpoczyełyśmy od wyjazdu na farmę krokodyli, po której oprowadził nas biolog, opowiadając o hodowli tych gadów, które części sa poźniej są przerabiane na torebki we Francji badź koltety w pobliskich restauracjach.
Musze dodać ze ratarianin z którym tam bylismy kopił troche ich mięsa by poźniej zaprosić nas na obiad.
Po zwiedzeniu farmy pojechaliśmy na wyspę zobaczyć miejsce gdzie zyją delfiny. Wynurzały się co chwilę, ale na zdjęciach zdołałam uchwycić tylko kawałki tak ze co najwyzej moglabym z kilku zdjeci posklejac jednago większego delfina.
Gdy zaczeło sie zciemniac, poplynelismy łodzią zobaczyć wyspki na której zyje setki ptaków.
Pod koniec dnia pojechaliśmy do klubu rotary i tam przywitali mnie spiewajac "sto lat" po hiszpańsku i zmusili Ole bym zaśpiewała po polsku. Następnie zrobiłśmy sobie zdjęcie z symbolem rotary i flagą meksyku. Kolejnego dnia moja host - rodzina zrobiła mi przyjecie na ktorej byli najbliźsi czlonkowie rodziny i moja kolezanka Esta. Wiekszosc imprezy podśmiewaliśmy się z ich imion moich kolezanek, poniewaz "esta" znaczy po hiszpańsku "ta" "tamta", a "hola" to "cześć" (w hiszpańskim nie czyta się "h").
Muszę przyznać ze bardzo dobrze się bawiłam i jestem bardzo zadowolona z mojego wyboru :)